Lunes 9 Ago 2010, 18:39
Pia 6 VIII – Krotoszyn Folk Festival 2010
Krotoszyn- miejsce gdzie zatrzymał się czas, gdzie magia przenika człowieka od korzonków palców, aż do głowy, gdzie oko widzi więcej, a ucho słyszy więcej…
Po raz drugi zawitałam na folkowy festiwal do tego miasta. Zeszłoroczna edycja wywarła na mnie świetne wrażenie, więc i w tym roku nie mogło mnie tu zabraknąć… :)
__________________________________________________________________
Dzień pierwszy 6.08.10
Na dwie pierwsze polskie kapele - Cukunft i Beltaine niestety nie dane mi było dotrzeć. Gdy pierwszy skład zajmował scenę, ja jeszcze byłam w mym rodzimym miasteczku i przeżywałam niezwykłe spotkanie podróżując pociągiem. Pociąg dał z kolei miejsce prywatnemu szoferowi, tak więc czas dotarcia na miejsce festiwalu skrócił się bardzo przyjemnie :)
Powróćmy jednak do muzyki. Dotarłam na trzecią formację- Wadokyo, niemiecko-japońskich bębniarzy, którzy od razu uwolnili we mnie uśpione pokłady energii… Potężne wibracje płynące z miarowego uderzania w bębny zachwyciły publikę i wprawiły ją w swoisty trans… Piękny, widowiskowy koncert, który w całej swej okazałości ukazał mi jaką siłę i niezwykłą energię wydobyć można z bębnów… Nie zapomnę…
Po tym niesamowitym widowisku nadszedł czas na Huun Huur Tu z Tuwy… I tutaj może i wzbudzę kontrowersje, może i narażę się na społeczny ostracyzm (a może i nie?), ale jestem na wielkie i zdecydowanie NIE! Śpiew gardłowy? O ile przy pierwszej piosence było to jeszcze fascynujące i zaskakujące, dalej było tylko gorzej… Irytowało, denerwowało, wwiercało się w bębenki mych uszu. Może i nie doceniam tej sztuki. Jestem jedynie pełna podziwu dla wiernych słuchaczy pod sceną… Ja bym nie wytrwała…
Jednak wszystko, co dobre (w tym przypadku czyt. złe ;p) się kończy. Do moich uszu dobiegły dźwięki El Puchero Del Hortelano z Grenady. Czym prędzej więc porzuciłam miejsce mojego nieudolnego schronu przed wstrętnymi gardło-potworami i ruszyłam pod scenę :). Przyjemna muzyczka, tchnęła pozytywną energią, jednakże moim zdaniem to Wadokyo powinno stać się gwiazdą wieczoru.
Koncerty dnia pierwszego dobiegły końca, jednak Krotoszyn pochłonął mnie tak skutecznie, że ja i moja przyjaciółka chyba jako jedyne nie spałyśmy w naszym błękitnym płetwalu (czyt. namiocie :)) tej nocy. Pragnę tu pozdrowić wszystkich mieszkańców pola namiotowego, którzy ze zdumieniem na twarzy dowiadywali się, że da się w tym spać :). A szczególnie dla dziewczyny, która w konkursie na najbardziej oryginalny namiot tego festiwalu oddała by głos na nasz, a my byśmy wymieniły 100 punktów na żetony z piwem… :)
Wydarzenia tego dnia na zawsze pozostaną w mej pamięci…
Dzień drugi 7.08.10
Drugi dzień utwierdził mnie tylko w przekonaniu, że muzycznie i organizacyjnie Krotoszyn rozwinął się niesłychanie. A to wszystko przez jeden rok… :)
Pierwszy na scenie pojawił się Mosaic z Polski. Różnorodność instrumentów i uroda dudziarki zachwycała, jednakże muzycznie jakoś specjalnie do gustu mi nie przypadli. Może sęk leży w tym, że główna siła napędowa tego bandu- długowłosa solistka i skrzypaczka nie potrafiła odpowiednio wyeksploatować swoich umiejętności i nawiązać kontaktu z publiką? Brak siły perswazji, chyba tak to się nazywa…
Natomiast Bubliczki Cashubian Klezmer Band, również z Polski, wypadli o niebo lepiej. Kaszubskie korzenie świetnie współgrały z dynamizmem grupy, której zdecydowanie bliżej należy się przyjrzeć. Skoczna, wesoła muzyka wypełniła powietrze, a animuszu grupie dodał odpowiedni stój i uroda członków zespołu. Jestem na tak ! :)
Portugalskie Mu z kolei olśniewało doborem artystów i instrumentów. Niezwykła solistka zachwycała zdolnościami i niewymuszonym urokiem osobistym, a akordeonistka dzielnie trzymała z nią "władzę" nad resztą męskiego składu. Mnie najbardziej zachwycił pan w cylindrze, który co rusz zmieniał instrumenty, których nazw nawet nie umiem wymienić, bom laik. Lira korbowa chyba tam się znajdowała :). Bardzo duży plus, muzyka dla ucha i duszy…
Swoisty fenomen natomiast nastąpił przy dźwiękach Mahala Rai Banda. Sekcja dęta+rosyjski skład, dwie ukochane przeze mnie rzeczy, które potrafiłyby mnie wybudzić z grobu :). Z rosyjską kapelą wiążą się miłe wspomnienia- rok temu zachwyciła Russkaja, a teraz Mahala Rai Banda. Mam nadzieję, że również za rok na wschodnią muzykę znajdzie się miejsce w krotoszyńskim grafiku. Trąbki, puzony to coś co kocham, więc wykrzesałam z siebie resztki energii i dzielnie hasałam pod sceną. Cudo!!! Na mojej liście ewidentnie zasługiwaliby na miano najlepszego składy drugiego dnia, gdyby nie… Gipsy.Cz. Romski raper plus folkowe brzmienia tego nie można było przegapić! Połączenie hip-hopu i folku nigdy by mi do głowy nie przyszło, a tu proszę… Kapela z wielką autoironią, dystansem wobec siebie i przeuroczym raperem, który swoimi beat boxowymi wstawkami rozgrzewał publikę… Rozgrzana mentalnie po Mahali sięgnęłam wgłąb siebie po jeszcze więcej energii, która iskrzyła się wielkimi emocjami… Totalne pierdolnięcie na zakończenie (przepraszam za inwektywę, jednakże inaczej nie można!) !! Poczucie humoru i dobra energia spływała na nieliczne osoby, które hasały pod scenę. Wielkie zaskoczenie dnia i wielcy zwycięzcy… :)
__________________________________________________________________
Czy to już koniec? Chciałoby się, aby festiwal trwał 3 dni (ktoś podtrzymuje tezę?)… Chciałoby się nałapać jeszcze więcej pozytywnej energii i zobaczyć cudowną feerię barw, a także usłyszeć kakofonię dźwięków. Krotoszyn- jedyne takie miejsce na polskiej mapie, gdzie niecodzienne instrumenty, artyści różnych narodowości i wspaniała publika tworzą razem jedyne i niepowtarzalne widowisko nazywanie potocznie krotoszyńskim Folk Festivalem… Nie było Cię tam? Masz więc czego żałować… Już odliczam dni do następnej edycji, a póki co bliżej zacznę przyglądać się muzyce folkowej i jej odłamom…
Specjalne pozdrowienia dla Beci, mojej dzielnej towarzyszki, że wytrzymała ze mną, a także dla pana P., magicznego człowieczka, który ukazał mi magię świata i zabrał mnie w podróż wgłąb siebie… Nigdy nie zapomnę tego wszystkiego… Dziękuję…